wieczór ciepły jak świeży jabłecznik
nie można go pokroić, rozpada się po trochu
czerwcowy deszcz. połykamy wodę pod postacią
niewielkiej chmury. ja chciałbym być burzą
wedrzeć się pod bieliznę i wsiąknąć, zamieszkać
w twoich kościach i wyjść na starość. na trawie jest krew
bardziej krzepka od nas, ścieżka w lesie mniej zagubiona
biegnie nieśpiesznie do krawędzi. w czyjej kieszeni możemy się schować
czy czasem wolno podrażnić to coś, przymykając palcami powieki?
zaznaczmy miejsce rozsypując sól, póki jeszcze stygną
zbierzmy kamienie póki trzymają ogień, korę i patyki
póki przypominają postacie. muszę złapać oddech
pomiędzy oddechami, rozpakować z niezbędników potrzebne słowa
wrzucać partiami do ognia palącego się pod stopami, gasić
jak gaszono papierosy na rękach przesłuchiwanych
czy patrząc przez okulary zdjęte z twarzy, która właśnie zmarła
zobaczę coś więcej? przez wyłom w lesie spozierają eliptyczne
oczy morderczyni. wczoraj dosięgły naszych szyi, spiętrzając
wartkie nurty. wylaliśmy się jak mleko
na językach wytrąciła się sól, zliżą nas kocięta
które cudem przeżyły próbę wody. nasze cienie
patrzą na nas z góry
wedrzeć się pod bieliznę i wsiąknąć, zamieszkać
w twoich kościach i wyjść na starość." - a feeeee ciarki mnie przeszły, to jest za dobre!
i zastanawiam się czy do zaduszki, czy bardziej jednak dziady. mocne obrazy rzucasz i one tak uderzają w całą kamienną powłokę, którą jesteśmy w stanie narzucić na emocje. tylko interpunkcja wyszła jakaś szalona i zdecydowanie trzeba nad nią popracować.
Ale tu poleciałeś mało klimatycznie: spozierają eliptyczne. Taki słowny szczur w torcie, jak dla mnie.
estel: ten wiersz to jeden z sześciu stanowiących pewną całość, choć motywem powtarzającym się w nich jest woda. Te "eliptyczne spozieranie" brzmi dość matematycznie, co może nie pasować do reszty, choć chodziło mi oczywiście o takie mocno zwężone oczy, świdrujące i złowrogie.