W dobie frywolnych skrajności moralnych
I tych niepotrzebnych i tych niegodziwych
Trudno ocenić moralność lokalnych
Nie mając skrupułów, możesz być cnotliwym
Więc tląc prawdziwość uczuć dymem kłamstwa
Przelewasz słowa nad wielką dumy miedzą
Słowa jak kule, co na wojnie się szasta
Roztropność zwierząt, bo co ludzie powiedzą
Oboje wiemy, co to jest za wojna
Tam gdzie jedno strzela, drugie musi milczeć
By się nie zdradzić z tym, że pierś niezbrojna
Wyższością rozpiera własne oko wilcze
A w słowach pogardy tęsknotę chowasz
Wciąż dosypując doń trutkę i cyjanek
Zdaje się że każdego dnia konasz
Próbując ukryć jak kochasz mnie co ranek
Snem co jedynym niezabitym śladem
Smugi szczęścia, której boisz się wymówić
Ja to co moje już dawno odebrałam
Ty jak się boisz, możesz się nie budzić
Inne już Słońce muska mi policzki
Inne mi suszy głowę o pierdoły
Ty skrupulatnie badasz gwiazdeczki
Tak w galaktyce mijamy się z mozołem
Rzewny troszeczkę przebieg tej historii
Choć tak to zwykle między ludźmi bywa
Jak się zaczęło to jesteśmy zgodni
A jak się skończy sen nam z powiek zrywa