Chodź ze mną,
wywiesimy na szarej ulicy sznur kolorowych lamp -
cukierkowych lampionów, takich jak w dzieciństwie
nosiliśmy do kościoła idąc na roraty.
Potem usiądziemy na progu i będziemy patrzeć,
jak eksplodują tysiącami iskier od celnych uderzeń
miejskich chuliganów.
Chuligani na końcu są fajni i jak to wszystko eksploduje. Ale trzeba jeszcze popracować.
bywam w takim miejscu, w którym, gdy ktoś zamieści wiersz dedykowany, to choćby był najpotworniejszym gniotem, nikt go nie sensownie nie skrytykuje, bo "dedykowany, szczery, ekhm, prawdziwy, prywatny i wszyscy gadają o tym, a jakie to ma znaczenie? jeżeli coś ma dopisek prywatne (choćby i domyślny dopisek), to się tego nie pokazuje innym. a teraz wyrzuciwszy z siebie frustrację i złe emocje mogę powiedzieć, mogę się podpisać pod uwagami Justyny, aczkolwiek ja sentymentu żadnego do lampionów nie mam (chociaż do dzieciństwa, a co za tym idzie, rorat, jak najbardziej, ale i tak cieszę się, że już nie muszę na nie chodzić) i w tym miejscu są tylko rekwizytem, którego eksplozja na końcu niewiele zmienia.
A choć Twój komentarz w przeciwieństwie do Justyny, nic konstruktywnego nie wnosi, to i tak dziękuję zań.
Pozdrawiam.