nie dowierzasz sobie
w poczuciu permanentnej niewiedzy
pogłosie starych listów
źle skojarzonych bredni
posklejanych drobno poniekąd od niechcenia
trzeba rozsupłać zawiły koniec
zdradzony początek pierwszych słów
ciąg pieszych przytłumionych warkotem nadziei
jak iglica pustostanu
w pod nizinnym odbiciu
której nie ma sensu zawierzać
spotykać
przecież to tylko wymówka bez adresu
są takie słowa, pod które trzeba coś podstawić, żeby nabrały odpowiedniego znaczenia: permanentność, niewiedza, pustostan - trzeba im stworzyć kontekst, żeby nie pozostawały tylko na poziomie słowa. chociaż nie wiem, czy w przypadku pustostanu jest coś do zrobienia, ono brzmi grafomańsko podobnie jak otchłanie, zielone nadzieje itd.
I teraz pytanie - czy lepiej widzieć tylko blask fajerwerków, czy przeczuwać zachmurzone za nimi niebo. W końcu każdy ogień kiedyś gaśnie, ale tak fajnie jest widzieć we wszystkim ten dobry początek i mieć przekonanie, że ciąg dalszy będzie równie kolorowy. A może to najzwyklejsza naiwność.