Ale świetlik

Ichiae Lucsav

Sztorm idzie, nisko lecą ostatnie jaskółki

Płynącym ze wschodu na zachód
Zdarza się uderzyć w Mickiewicza
Świetlik jednak jak latarnia morska
Zsypuje im światła-popiołu drobiny
Papieros kręgi w zieleni wypala
Zachwycające

Tak, to czas odważnych
Nikt nas już do jezior nie zaciąga

Morze dziurawe – tam giną okręty!
Poeta deszcz śliny zsyła marynarzom
Tedeum!
Gówniarz rozpieszczony
Majtek na górze niższym się dziś czuje
I brodawki wnet odkrywa na swym ciele
Przyjaciele, przyjaciół, przyjaciołom
Ta kurzajka to grzech twój, a ręka – istnienie
Poeta nią macha, a żebrak wyciąga
Poeta uciął rękaw – symetria zerwana

Zbrodnia to niesłychana!
Mędrzec wśród klasyków błaga o dwa grosze
Weź je, proszę!
Mnie nie trzeba – ludzkość wypłynęła w morze.
Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Słaby 2 głosy
Ichiae Lucsav
Ichiae Lucsav
Wiersz · 18 lutego 2001
anonim