Kołysanka

Pacyfonka

W kokonie dzieciństwa
tulisz się do miękkich ścian.
Zaciekawiony rozglądasz się i
wszystkiego próbujesz,
dajesz upust każdej emocji
i zasypiasz,
spokojnie
z czystym sumieniem.

 

Pewnego dnia na atłasowym obiciu
zobazysz ryskę.
Nie bój się jej,
szarpnij mocno,
z cieinną zachłannością.
To właśnie wtedy oślepi Cię
matowa ciemność.

 

Po omacku zaczniesz szukać światła,
mróżąc i na wskroś otwierając oczy,
na przemian.

 

Nie bój się.
To nic,
to nieskończone nic,
w którym zawsze pływałeś.

 

Pamiętaj, nie zachłyśnij się nim,
bo utoniesz.
Od czasu do czasu trafisz na miłe i delikatne przedmioty,
ale nie przywiązuj się do nich,
to tylko rozerwane resztki Twojego kokonu.
Spotkasz też innych ludzi,
jak i ty błądzących,
lecz i oni nie są rozwiązaniem.
Znimi pogubisz się tylko jeszcze bardziej.

 

Nie bój się.
Nie bój się niczego.
Zamknij oczy i płyń,
najpiękniej jak potrafisz.

 

Poznań, październik 2011

Pacyfonka
Pacyfonka
Wiersz · 28 października 2011
anonim
  • Dominika Ciechanowicz
    Coś tu za dużo niewiele wnoszących słów, Pacyfonko. Te powtórzenia też nie służą tekstowi najlepiej. Na Twoim miejscu napisałabym to od nowa.

    · Zgłoś · 13 lat