spod rzęs

Szu

 


bez znaczenia
ilu

drą szaty gorzkie
dzielą kawałek po kawałku
przebierają
smakuję albo i nie

 

rozpoznaję bez trudu
naznaczeni niczym
ręce zbrukane nie krwią
lecz dotykiem.
Żądni, wdychają zapalczywie zapach włosów
przywłaszczając sobie miękkość ciała

 

z nadzieją podążam za spotkanym spojrzeniem
a potem cisza urasta i piętrzy się
i powtarza ten sam rytuał naiwnych myśli

 

chcą zabrać choć odrobinę dla siebie
zapomnij
szepczę pod zamkniętymi powiekami
choć zaciskając z trudem pięści przed urocznym
zaklęciem

 

nieufność pada przede mną skruszona więc
chowam się za rozszerzoną źrenicą
nie przeczytają przecież...
nie rozpoznają już liter tych słów

 

jestem bezpieczna


nie pamiętam kiedy
zmieniłam zdanie
z Wielu którzy rozumieli zrobiło się Trochę
potem coraz Mniej
żałowałam najdrobniejszej myśli
nie ubierałam ich w dobre słowa
nieudolnie broniłam

 

mnie samej
co raz raniło 
a raz mniej . . .
bezczelnie znieczuleni
na wrażliwość ludzie.
Ludzi mniej.

 

Urosła góra 
chwil oczywistych i powtarzalnych
zasłyszanych gdzieś słów

przebrzmiałych, głośno atakujących  

by trudniej było nie uwierzyć, chcieć słuchać
gdy wyczuwalny fałsz niezręcznie zawstydza

ciężko

 

wyuczone na pamięć
słowa
konkurują między sobą

 

jak to się stało że zapomniałam?
oduczyłam się
przekazywać wiernie
niczym nie schłodzone myśli
spłoszone, wykoślawione, różowe
wytrącona z równowagi
brnęłam w tym samym kierunku
strzaskałam niepewne lustro
umalowane na czerwono usta miały kusić los

 

wtedy
rozpędzona i przebrana
z zalotną, wyćwiczoną iskrą w oku
przestałam
przeglądać się
usta, oczy, nie ważne...
serce Jedno słuchało a
oczy?

umiały czytać.



 

Szu
Szu
Wiersz · 22 listopada 2011
anonim