*** (Nie mam cienia)
Wojciech Giedrys
Nie mam cienia
sprawdzałem wielokrotnie
próbowałem go wywołać oddechem słowami
zabrakło mi go
jego twarzy bez uśmiechów
zębów oczu
jego dłoni bez linii papilarnych
zabrakło mi jego milczenia
bycia aniołem stróżem
który nie pyta nie sądzi
nie osądza
Jestem plasteliną
w której czyste dziecko swoim
sterylnym oddechem
wypolerowanymi oczyma
ugniata figurkę bez rączek
i pociąga obciętym paznokciem
usta w kształcie doskonałego łuku
takiego jak mama uczyła
pokazywała
powtarzała
Jestem kamieniem
w który biją tysiące dłut
w każdym miejscu
na ławce w parku w kolejce po gazetę
w autobusie w sposobie
ziewania
A z brzuchów manekinów
wyrywam słowa usta
wyciągam spojrzenia
wszystkie dotykam smakuję
przytulam do policzka
czuję
czerwone serce
w czerwonym atłasowym otoku
A później odrywam im palce
wyłupuję oczy
ściągam ubrania
liżę dekolty
przygryzam lekko zarysowane sutki
na końcu zawsze
patrzę w miejsce pomiędzy nogami
już nie dziwię się że tam nic nie ma
wiem że i tego nie ma nigdy
w kadrze
Wojciech Giedrys
Wiersz
·
27 lutego 2001