uśmiech odświętny
wyciągam z szafy
zakładam na siebie
zakrywam nim wady
ledwo się trzyma
na kłamstwo klejony
lecz idę do ludzi
najmodniej ubrany
by im pokazać
że się nie różnię
i chociaż w myślach
się błotem rzucamy
bez słowa z głupich
się żartów ciesząc
na pożegnanie
chcę "dosyć" powiedzieć
otwieram usta
"do jutra" wypływa
do domu powracam
z pustą obietnicą
że jutro się krzyknąć odważę
rzucam w kąt
uśmiech wymięty
sen słodki piję
prosto z butelki
a rano nietrzeźwy
i skacowany
w sobie się zbieram
by zmienić cokolwiek
na próżno jak co dzień
zrzucam wygodny
grymas udręki
zakładam nowiutki
trochę przyciasny
uśmiech odświętny
nieszczery szary
wtapiam się w tłum
i cofam do tyłu
każdego dnia krok
dalej od siebie
odchodzę w świat
złudzeń fałszywych
że jest mi dobrze
że tak być powinno
i zmieniam swe imię
na Zapomnienie