dłonie jak brzytwy rozcinają wnętrze,
sączy się. strumieniem wezbranym wypływa
na spękaną ziemię, rdzawą od nadmiaru słońca, co parzy.
mruży oczy i cicho, cichuteńko jak kot, zakrada się
by nie spłoszyć. potem wibruje, wiruje i wwierca
w głowę; bez pytania, bez odpowiedzi, bez
zostawia
w punkcie wyjścia. przestrzenie, wymiary i piąty element
dopełnia całości. wielki wybuch. rzeczywistość, zaszyta do wewnątrz,
już nie sączy się na spękaną ziemię, rdzawą od nadmiaru, co parzy.
Dzięki za ślad widzialny dla mnie!
Pozdrowienia
Pozdrowienia!