U siebie to zazwyczaj goszczę fotografie:
nieznajome odsłony z przeszłości przekute
moim własnym imieniem.
Myśli jeszcze przedwczoraj były tancerkami
i mieszkałem w pałacu podpartym o chmury.
Pamięć kiedyś umiała dwa razy zapukać,
chociaż tupnąć nim weszła.
Pod moją nieobecność poszukuje listów,
przez które przejść musiała nago, wstąpić w kropkę,
w pytajnik, lub przystąpić w awangardę z gwiazd.
Kiedy wracam, przed biurkiem oddaję się gwiazdom,
niewielkiemu strzępkowi papieru na wierzchu,
świetle lampki, wykreślam się z dwóch własnych imion.
Formułując się w kropce stojącej w pokoju.
jeszcze o perełce (bez ironii): "wykreślam się z dwóch własnych imion", dla mnie właściwa pointa, bo kropki stawiane w poincie to pójście na łatwiznę.