astronomowie zajmują się śmiercią, a pętelki
ich sznurówek są dokładnie obliczone. klarowny
obraz kosmosu rysuje się na moich oczach, prawie
widzę jakiś sens, ale jednak nie. obok mam pudełko,
w środku są zdjęcia i listy. ułamku dziesiętny
zaraz wrzucę je do strumienia i zacisnę pięść,
zacisnę zęby, otworzę oczy i wzniosę pięść
do nieba, zobaczy ją stwórca, zawiąże pętelkę
na palcu i już nie zapomnę, nigdy. dziesiętny
logarytm, pewnie to znasz, pewnie klarowny
jest twój wzór. leżę na trawie, obok pudełko;
zamykam w nim hemisfery, tak że prawie
chowam we wnętrzu całe niebo. niestety, prawie
nie oznacza całości. wciąż braki, ale zaciskam pięść.
trzymam zimny kamień, mokry kształt, pudełko
będzie dla niego idealnym domem. pętelki
przed oczami, to gwiazdy? niestety, klarownie
widzę tylko matematykę, ułamki dziesiętne
wyjadają mi serce. leżę na trawie, dziesiętni
astronomowie coś mówią, ale nie słyszę, prawie
wszystko mgli się i dymi. obraz klarowny?
nigdy. moje marzenia zamykają się w pięści,
w której mam kawałek mchu, małą pętelkę
od duchów. chowam go do pudełka.
badacze mgławic trzymają teorie w pudełkach,
kochają je i pieszczą, wdychają dziesiętne
zapachy kartek. powoli zmieniają się w pętelki,
zupełnie jak ja, gdy leżę pod nocą i prawie
pamiętam, że kiedyś było okej, pięść
była w kieszeni, nie w boju. nie jest klarownie.
gwiazdy nie żyją, wiesz? to ma być klarowne?
schowałem twoje włosy do małego pudełka,
a teraz płyną strumieniem, gdy ogrzewam pięści.
życie miało być proste jak system dziesiętny,
pod gazem mgławic i księżycami udało się prawie
szczęście, lecz do wyboru została tylko pętelka.
twój byt jest klarowny, mój to pętelka.
pudełko odpłynęło, zamarzła pięść.
ułamku dziesiętny było pięknie. cóż, prawie.