Włożę wieczór do lustra, nim strącę matową szklanką
przyszły poniedziałem, obudzę przedwczorajsze imię na gałęziach.
Moje będą jedynie popękane prawdy i rybia małżowina nastawiona
na dźwięk.
Zbyt powtarzam się w sobie w feralnym systemie: krokach, które
nie zbawią powietrza i lądów, wynajętej podróży na przeistoczenie
snu w trwałego rębajła wynurzeń i znaczeń. Do gwiazdy nie dobiegnę,
z pamięcią się ścigam, która pierwsza zamówi czas jako taksówkę.
Więc ponowię stwierdzenie: bo moje, co wszystko zabawia
koniec świata stworzony na jutro, ulepiony przed lustrem z niemyślącej
twarzy, kiedyś pewnie nauczę go wychodzić na dwór, znajdować
nowe formy odejścia i wejść. Moja pamięć to świeżo wykuwane drzwi,
powrót w wodę, pod niebo i oporne śniegi, które nie chcą wypłynąć
z wybranej kolonii: w parku, lesie, bo jeszcze nie potrafią latać;
bo śnieg nieporuszony przypomina znamię. Wyjmuję wręcz artystycznie,
bo po egzekucji ściete głowy i imię - gdy jestem przed lustrem.
Gdy wchodzę do pokoju, któraś z głów na moment mruga okiem
i wtedy wiem, że jedna z moich.
Bez przerwy skazywany od nowa na szafot, powrócę i się wstawię
w mieszkaniu przed lustrem. Oddaję światło gwiazdom wyjętym
z kieszeni, podanym na obślinione rozstaje języków,
bo wiedz, że śniegi przy mnie nie chcą się stąd ruszyć.
Pierwsza strofoida i już bym robiła rewolucję :P
Włożę wieczór do lustra, nim we śnie strącę apokalipsę,
obudzę przedwczorajsze imię na gałęziach. Moje będą
jedynie popękane prawdy i rybia małżowina nastawiona
na dźwięk.
1) głęboka szklanka - to rodzi we mnie pytanie - czy szklanka może być płytka? bo jeśli nie, to przymiotnik zbędny. Swoją drogą głębokie/płytkie to są talerze ;P
2) szklanka - to jedynie wskazuje na to, że czymś kruchym strąca podmiot coś potężnego, ba! wywołuje coś potężnego, skoro później wskrzesza imię. Jednakże motyw szklanki nie jest pociągnięty, przez to i sama szklanka zdaje się zbyteczna. Radziłabym się jej pozbyć lub rzucić na nią więcej światła.
3) apokalipsę we śnie - to we śnie porzucone na końcu psuje mi szyk zdania. W ogóle często przestawiasz niepotrzebnie wyrazy. To jest dobry zabieg w momencie, gdy któreś słowo chcesz podkreślić, rzucić na nie akcent, kiedyś dochodzimy do przerzutnie i wydobywamy tym samym nowe sensy. Trzeba jednak pamiętać przy tym o płynności.
To na razie pozostawiam cię z poprawkami do pierwszej strofoidy, może analogicznie przemyślisz resztę. Przypatrz się, gdzie masz zbyt wiele sznureczków, gdzie mógłbyś coś zastąpić, by słowa pochodziły z jednego lub zbliżonego pola semantycznego. Połączenia słów z różnych pól to fajna sprawa, ale jak się za dużo takich zderzeń robi, to przestają robić wrażenie ;)