I
Pamięć to taki przystanek w przypadkowym miejscu, gdzie spotkam
Nieznajomych, którzy wydzierają sobie imię skradzione mi w każdej
sekundzie. Nietrwali pretendenci ludzkich tożsamości, które w każdym
momencie będą o krok naprzód od wspomnianej przeze mnie
chaotycznej Zgrai, którą rządzę od rana aż do późnej nocy.
Niebo jest moją poszlaką, gdy znikam o świcie, obracam je jak młynek
do pieprzu, wczytuję się w rzeki - te niedokończone księgi zjawisk
i przodków, rozmytych tajemnic. Czasami mi się zdaje, że droga
jest bestią, która co dzień uwodzi i zniewala stopy, hipnotyzuje światłem
zakrętu, jak gdyby każdy zakręt był od niej jasną odpowiedzią.
II
Jednak pamięć to miasto, lecz co w nim odnajdę, gdy zaklepię
odrębne place i uliczki, wynajmę Kawalerkę, gdzieś na blokowisku
i będę obserwował to co nie istnieje? - w danym miejscu i czasie,
jakbym przeczył wszystkim nastawionym zegarkom i światłu na teraz.
Ja jestem już tym innym Ja - tuż przed sekundą,
one także dla siebie są sobowtórami.
Lecz tylko gdy wyjeżdżam z miasteczka o świcie, sprawdzam czyżby
w Mieszkaniu nic się nie zmieniło, czy śnieg z wczoraj pokrywa się
z tym aktualnym, bo obecność mnie tutaj nie sparaliżuje
czasu, który przez upór w dążeniu do celu, ani nie śni się zgodzić
na czas odpoczynku - zmiennika na etacie, dzień wolny od pracy.
Rewelacyjna druga strofa.