Twój dom jest twoim większym ciałem. Rośnie w słońcu,śpi w ciszy nocy. Miewa sny.
Czyż twój dom nie śpi, a więc nie opuszcza miasta, by znaleźć się w gaju lub na szczycie wzgórza?
moje ciało kompletnie przestało mnie słuchać
skóra jak u krokodyla, łuszczę się i schodzę sama z siebie
wciągam cały ten brud i kurz ulatujący z okien betonowych dinozaurów
który potem wychodzi na zewnątrz przy nosie, czasem na czole, czasem na brodzie
(wszystko to tylko biologia)
wiesz, zaczęłam kłamać w wierszach
kłamać sobie i każdemu innemu, do którego składam słowa
a przynajmniej usilnie się staram
bo wrażenie, że tutejsze powietrze przewiało mnie na wylot nie opuszcza ani na chwilę
(zabrało wszystko co miałam. nie mogę znaleźć zapalniczki.)
wciąż te same przystanki
codzień reklamy przecenionych dżemów, serów, wód kłamliwie mineralnych
wszystkiego tu do porzygu
codziennie te same buty, te same dłonie obłapujące siedzenia
i walka o miejsce, pierwszy atak już w drzwiach
nie patrzę im w oczy, a oni wciąż oblepiają mnie wzrokiem
molestują spojrzeniem, kleją się do mnie
(skóry są tak różne, jasne, ciemne, zmarszczone i te aż śliskie, wybalsamowane)
materiał mojej koszulki razi prądem panią w wysokich szpilkach
odskakuje, uderza biodrem w rurkę, zjada mnie lodowatym spojrzeniem
może widzą mój płacz na końcu nosa.
może się mnie boją, bo widzą oczy opętańca
puste oczy wystrugane z drewna
(mamo, zabierz mnie na podwórko, ukryj pod leszczyną,
schowaj przed dźwigiem i walcem)
wczoraj rozjechał mnie tramwaj
wsiąkłam w gorącą smołę.
będę miała nową skórę, dla was, przesiedleńcy
wy zimni i ciepli, wyrzekający się niemiejsc
i nigdzie nie staje. A to kurwa smutne. Że tramwaj tak wszystko udaje.
Pokłady skręcone dla pętli, przedziały rąk wyłamanych, wzniesionych
do głębi i na nic.