( I ) Glos z bólu
wydobywający się przez ciernistą skałę.
Glos błędny
płynnie wznoszący się
w twardnienie nikłości.
Dla jednych to właśnie on krzyknął
Gdy unosił jej dotyk.
Ugasił łzą po twarzy swoje pragnienie.
Ona odeszła.
( II ) W spłowiałym namiocie
- na ziemi pysznej Walii –
upadło martwe oblicze wiedźmy.
Walijski głos
Obrzmiał, spozierając tkliwie
Okiem spod własnej krtani.
Tym, którzy mieli prawo buntować się
Zamieniono języki
W brud,
A ich myśli
Stoczyły się na dno morza.
Dziewczyna rozłożyła ramiona
Jak gdyby zamierzając
Wskazać jedną ze skał.
I stało się:
Rozmieszała ciernie, rozdając z rąk do rąk
Talerze napełnione
Skisłą strawą.
Biedacy – ci którzy
Nie wątpili w swój głód,
Którzy spadli
Okręcając się w koło.
Których posiadła tępa rdza.
Nosili talerze i jeszcze
Opychali się
Drugim daniem.
( III ) Niebo podniosło powieki
i wypuściło z nich białe konie;
konie o silnych ramionach gigantów.
I pyszni strwożyli się gdy
Przyklęknął Wielki Bóg,
A z jego skroni
Popłynęły fale.
Wpłynęły do źródeł.
Nad jednym z nich
Niewiasta
Dawała chrzest.
Walijscy banici przybywali!
I zawtórował róg
Ku chwale
Słowa.