iskrami kłów ostrzył sen mój wilk stojąc u drzwi
i z kształtów noc wyciosał, z papierowej krwi
wycinał brzytwą ludzi, o bruk księżycowy
rozłupywał ich słowa kalekie jak skowyt
przechadzał się przeze mnie mój wilk tętnicami
utleniał się do myśli, grzązł pod powiekami
przygryzał sine palce, porastał szczeciną
w arteriach tętnił dziko, oswajał się, ślinił
wpełzały ścięgna roślin w niedorosłe ciało
mój wilk przemieniał wino na krew doskonałą
rysował nagie miasto, rozszerzał źrenice
wyrzynał noc na plecach bliznami ulicy
na wznak rozkładał szkielet, zapętlał rękami
rozpływał się do rdzenia, wiązał kolanami,
potem stała się jasność, mój wilk niespokojny
odszedł szybko by odejść daleko i wolno