skazany na Shawshank

Jarosław Baprawski

z miejskich pól południa
krokiem niewolnika
wracam do chaty

biczowany uliczną reklamą
nucę work songi

krok dalej półnaga diva
zachęca żony przebrane za panny
do kupna wibratorów

strefa lasów sromotnikowych płonie
strażackie sikawki wymiękły
podwiązane nasieniowody
ograniczonych możliwości

pokornie zakraplać
czy wyskoczyć oknem

zestresowany
sam już nie wiem co robić

z witryny kiosku
goła mucha
rozstrzelała z CKMu
pół chodnika męskich twarzy

przetrwali jedynie członkowie
ruchu oporu
i ja
osiedlowy redaktor
piwnicznej gazetki ściennej

druga połowa żeńskich pasztetów
bez atrybutów kobiecości w ofercie
wzięła ją na bagnety zazdrosnych oczu

w domu nakręcą machinę kłamstwa
lawiną żądań i terrorem
wymuszą odpowiedz

- kochanie jak ci się podobam

- piękna jesteś

poniesie echo
w eter pustej głowy

bez mrugnięcia okiem
z grymasem uśmiechu na twarzy
zawyje dusza nocą listopadową
rewolucyjnym nastrojem

spontanicznym odruchem
zawracam na pięcie
kupuję loda z dodzią
ciężki karabin maszynowy
pół litra i cztery piwa

teraz zastrzelę żonę
i teściową


jedną gazetą


z pełnym wzwodem pierdolnę flachę
a cztery piwa spokojnie odwrócą role

ziemniaki obrane

to ruszyć dupy
i wynieść śmieci

bastylia zdobyta
jaja dudnią jak dzwony

republika
czy reżim kadafiego

wybierać

Jarosław Baprawski
Jarosław Baprawski
Wiersz · 26 sierpnia 2012
anonim