do końca

Jarosław Baprawski

 

znowu muszę wstać
nastawić czajnik
nasypać kawy
dać w płuco

rutynowo wyćwiczone odruchy
celebrują kolejny dzień żywota

gdy w portfelu tylko łuski z karpia
pożółkły jak kartka z grupą krwi
i zgodą na pobranie organów

niektóre mogą być jeszcze zdatne
ale to tylko subiektywne odczucie
jako maratończyk nie oszczędzam
na mieszkanie na samochód
jakieś kurwa głupoty

jestem przezorny
buty noszę sezon dłużej
więc raczej zejdę śmiercią pogodną
z naturalną blondynką u boku

lub zwyczajnie
podczas seksu
zamknę oczy

a może w przedbiegach
jeszcze skoczę do sklepu
może znajdę coś na drodze
podniosę się na duchu
dopiszę do krechy

chujtam jakoś zleci
do wieczora
do jutra
 

 

Jarosław Baprawski
Jarosław Baprawski
Wiersz · 6 października 2012
anonim