Moja śmierć

Jakub Sroka

Umarłem 23 maja 2033 roku. Tego dnia obudził mnie wrzask dzieci na klatce. Zaoknie niebieszczyło się parasolami Renoira w dzień pogodny. Pająków po kątach było więcej niż zwykle. Odwłoki z podobizną nieznanego Azjaty symbolizują ich mnogość. Chciałem się wyspowiadać, nie dałem rady. Ksiądz zmienił się w rybę. Nadgorliwość. Ludzi miał łowić a nie ryby, rybieć, rybą być. Dziś ósmy dzień tygodnia. Jak to? Przecież szczęka tygodnia ma siedem zębów, tradycyjnie, programowo! Mojej wyrósł ząb mądrości. Mój Bóg ma dwa dni wolnego. Właśnie wpadł w pajęczynę i muszę go wyciągać. Czuję litość. Ostatnio ciągle usiłuje udowadniać mi swoje istnienie. Dokonuje cudów, płacze obrazami. Na próżno. Ręka rozsypuje mi się w atomowy proszek. Wciągam go przez nos i znów widzę most i rzeke gdzie codziennie tone. Metaloworybia, smakuje Azją. Chodzi mi się ciężko, mam zadyszkę. Papierosy zmniejszyły mi płuca piętnastokrotnie. Teraz są tam gdzie wcześniej zatoki. Oddycham nosem. To zdrowo, zwłaszcza w zimie, której nie ma. Krzyżaków coraz więcej. Chitynowe państwo indywidualistek powoli zasłania mi słońce. Przeszłość z przyszłością pierdolą się na tapczanie. Co z tego wyniknie skoro teraz nie jest zabezpieczeniem? Wieczny Tułacz śpiewa mój kadisz na oknie. Strącam go łokciem. Jeszcze nie, jeszcze za wcześnie!  Muszę załatwić niezbędne formalności. Testament. W pustych butelkach wiersze zapisuję czterem ścianom. Światło oczu kalejdoskopom ze sklepu za rogiem. Ostatnim tchnieniem oddam zapach kwiatów. Myśli biorę ze sobą. Chyba o czymś zapomniałem. Tak, ostatnie namaszczenie. Znów niefart, kapłana dopadły rybitwy. Brały i jadły z niego wszystkie. Słońce drukuje róż zachodem na siatkówce oka. Zmęczony popołudniem złapałem się na myśleniu o niczym, czyli mowa pierwotniaków i wrzask głębin. Z letargu wyrwała mnie cisza w łazience, kran przestał kapać. Nie chce być już zakatarzony. Ma ambicję być tapirem, mrówkojadem, a jest jedynie ich karykaturą w kraju o zbyt długiej zimie. Lejąc ciepło w chłodne noce marzył o tropikach. Teraz słychać go dżunglą i ciepłą zielenią. Jaszczur Niewyjaśnionej Elektryczności spogląda przez kontakt w ścianie jak klawisz przez judasz. Upewnia się. Już czas. Życie nie przebiega mi przed oczami, bo wspomnienia to film którego nie sposób wyłączyć. Rozrasta się za to w alternatywne odcinki kręcone w Studiu Świadomość. Zapachniało lasem, kran odkaszlnął kolibrem a ten spił mi życie z kwiatu ucha. Pająków całun gotowy. Koniec. A niebo? Niebo śnieży telewizyjnie.

Jakub Sroka
Jakub Sroka
Wiersz · 21 października 2012
anonim
  • Konrad Żygadło
    Wiele nieziemskich fragmentów. Sporo niedociągnięć, powtórzeń, które burzą cały obraz. Bo on ma być biegunowy, roztrzepany itd. ale w tym wszystkim jest logiczny i te elementy anarchii stylistycznej, które zauważyłem, trochę burzą całość. Zredaguj go, pomyśl i będzie świetnie. Bo całość naprawdę dobra. Naprawde dobra.

    · Zgłoś · 12 lat
  • Klaudia Pieszczoch
    Być może są faktycznie jakieś niedociągnięcia na poziomie 'programowania chaosu', ale calość robi takie wrażenie, że gdzieś mi umykają ewentualne wyrwy. Jeżeli cokolwiek, to Studio Swiadomość jakoś mniej mi się podoba niż reszta. Ale ogolnie jest naprawdę magicznie. Wręcz mam ochotę nazwać to wylewem wyobraźni, jakkolwiek makabrycznie to nie brzmi.
    Piękne i poruszające.

    · Zgłoś · 12 lat