jako piękna dwudziestoletnia
(bądź piękna bo dwudziestoletnia)
przygląda się zgrzybiałej staruszce –
budzi się w niej koktajl litości i obrzydzenia
teraz - to stara patrzy pobłażliwie -
z ukosa zerka na młodą bezczelność
zdając sobie sprawę z jej tymczasowości
podobnej do tej przy orgazmie lub grypie –
i to ta druga już wie że subiektywne istnienie
- górnolotnie nazywane życiem –
to jeden wielki tranzyt
sprytnie fałszowany jednością miejsce w czasie akcji
mogłaby? więc być mniej obcesowa
w dawaniu do zrozumienia że ty to ona
za lat kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt najwyżej –
mogłaby? tak nie rechotać
albo chociaż nie zasłaniać przed tobą luster