Zaleciało ode wsi pieczystym
przekraczamy granicę
drzewa witają zmęczone stopy
prowadzące byle jak
Góry jak nigdy przedtem
mieszane budzą uczucia
zanosi się na deszcz
a tory znów rozkradli
spać pod gołym niebem
okiennice wszystkie zamknięte
własne problemy okna mają
tak jak drzwi i dachy
Gdzie są te góry
lasem snujące od rana
których już nie znamy
same się nie znają
Koniec świata nad granią
kolejna rozpadlina marzeń
zamykamy w dłoniach świt
piekielne kopyta wędrówki
Plecak coraz cięższy
choć jedzenia marnie
i nigdzie szukać pomocy
wśród gór co już nie te same
[impresja pod wpływem wyprawy jesiennej na Diablak]