Nazwali cień dniem,
a cień się ziścił,
Zapomnieli o fiołkowym
blasku, co się przyśnił.
Zamknęli rdzawe życie
na małej wadze zwątpienia,
by nikt nie spoczął
pośród morza wiecznego zapomnienia.
I zeszli na ziemię
błękitni panowie
bordowe banie,
niebiańscy baronowie.
Zebrali wstki miód
i wstkie bure moce,
dłoń ich piętnem znaczy,
nagradza swe owoce.
Rozdali co nie ich
było, a swoje dzieci cud
zakopali pod warstwą
śmiertelności, a brud
pozostawili niepewnym
stanom, aby czystki miód
tylko im dawano,
pośród morza lud.
W szaleństwie radość
Stanęli u blasku chwały
plonów doglądać,
wszystkie zmartwychwstały,
a groby ich błogo sławione
rozkopane, lecz nietknięte
na śmierć ponownie zawleczone
ku piersi świata.
I w grobach polegli
zapomnieni w swych rozterkach,
pałając żadzą błękitu
szafiru i w fioletach
zaginęli, a miejsca po nich
zwane z imienia
podpalone ogniem blichtr
opuszczone.
I oni wypchnięci
z kolejek losu,
po diabelnej bitwie
marzną w głębi lochu.
A młodzi kajdaniarze
przechadzają nad nimi
i z batogiem u boku
rozpalają niskimi
wielkich, co mali.
A mali, co wielcy
uciechą żyjący
prawdy nie znają
w wieczność wierzący,
nad granicami stają,
w nicość patrzący,
się przechadzają,
nic niewiedzący,
trwają.
i trwają.
aż trwać przestaną.