Znów mi niedobrze. Z ust śmierdzi trupem. Jonasz powiesił się na jelicie w moim brzuchu. Dusza uleciała mu nosem, później moim by zostawić zapach prześwitu między skałami. W nocy spętany kałamarnicą trzewi powoli otworzył oczy by przechadzać się w miejscu spacerowym krokiem. Pomrukując nerwowo szukał księżyca. Psim wzrokiem błądząc po wyżynach karbinowej farby szukał legendy w czerni. Gdy pochodził w nocy, rano odsypiał. W zatłoczonym empeku wysnił kanara którego skrzekliwy głos otworzył przed nami głębiny wielorybich mórz. Autobus śmiało wpłynął w zimne wody, by echosondą wysłać wiadomość:
POŁKNĄŁEM 70 LUDZI ICH WZROK ŚPIEWA ZMĘCZENIE PÓŹNEGO CZWARTKU NIE ZNIOSĘ TEGO DŁUŻEJ ZAMYKAM SIE W PRZEDMIOT ODPŁYWAM
BRAK ODBIORU