Spoglądam na obłoki,
te co przez światy mkną.
Leżę w białej sukience,
a trawa kołysana przez wiatr
lekko muska moje ciało.
Nagle czuje coś.
Czuję w głębi duszy.
To wiatr przywiał do mnie kogoś.
Czy to ty aniele?
Czemu jesteś tu?
Czy jestem w niebie?
Jestem tylko ja i nikt więcej.
Anioł prowadzi mnie przez polanę.
Idąc tak z nim nie wiedząc dokąd.
Gdy pytam gdzie udajemy się,
spogląda na mnie i się uśmiecha,
dalej prowadząc.
Dochodzimy do bram,
do bram wysokich, strzelistych i złotych.
Anioł prosi o niebiański klucz.
Sięgam do kieszeni w sukience,
o dziwo znajduje się tam klucz.
Anioł karze otworzyć bramę kluczem,
by doznać szczęścia, jakiego nikt nie doznał.
Słyszę głos innej osoby.
Jakby wszechwładnej.
Oriętuję się, że ktoś woła mnie.
Otwieram oczy
i budzę się ze snu.
Ze snu prowadzącego do śmierci.
"Jestem tylko ja i nikt więcej.
Anioł prowadzi mnie przez polanę."
może tak się zastanowić: podlir jest sam, czy sam się w relacji pogubił..?