*podpisanej
Ciszą
w pamięci
z ludzką twarzą patrzącego przez okno
na Paryż miauczący w kolory na które nie chcę
szukać nazwy Wystarczają mi podstawowe
imiona Odcienie i przydomki jednak nieco mi
nie pasują Z racji przyrodzenia na obrazy patrzę po prostu
i z podobieństwem brzmień na podniebieniu danej chwili Nie
ten dwugłowy pan z prawego dolnego rogu mimo serca
na dłoni to nie ja Choć granatowy ryj chmurny to dla
otoczenia moja tożsamość Wiem nie wypatrzysz i nie
wybaczysz tego Niestety żyję obok i patrzę i widzę
powtórnie Nadal mogę postrzegać kanciasto prostą geometrią momentów
chociaż z wiekiem coraz co i raz słabiej Noszę golf aby nieco tłumił
głos Tak to moje zastępstwo pętli bez szubienicy Zatrzymuję
co chwilę na chwilę Wszystko przez kolory których nie chcę
nazywać A jednak mam nad głową ludzi w kapeluszach jakby
odbitych lustrem i kwiaty na krześle bo stół poza kadrem nadal
przepełniony (nieważne czym poza tym poza ramami nie widać
więc psyt) Ona i On ot małe zaimki na planie widoku bliższe
niż miasto i to tu i to tam Zawieszenie bez domu pomiędzy
osiedlem pamiątką po ajflu i głową osobnika o dwóch sprzecznych
łbach Kot wyszedł pozą
na parapet i sobie patrzy (u mnie tylko słomiane żaluzje a koty
hoduje moja koleżanka-dziwka w stanie spoczynku jakieś pięć
przystanków autobusem w drodze ucieczki z tej kartki stąd wniosek
że i tuluz-lotrek już ze mnie się nie wydobędzie bo spoczął jak urok
koślawego łotrzyka) Jedno co bardzo bliskie mojej rudery libido
to kawo-o-mleczność i igraszka na brązach bo golf
już szary Kwiaty i owszem mam także u siebie Sztuczne jak figi
i słoneczniki ze sklepu za pięć złotych Skoro nie znam zapachów
a nikt mi ich nie chce opowiedzieć metodą taką jak ślepemu obraz
bym poczuł zbliżenie z nieosiągalnym od poczęcia to cóż patrzę sobie
i niebo mam w brązach A figi zielone Czasem chciałbym spaść jak ten
znad napędzlonych dalekim planem Niego i Niej Tylko jak uczynić sobie
spadochron z płaszcza gdy z wiekiem podziurawił mi się Poza tym trudno
z kawałka zamszowej szmaty wykształcić obraz trójkąta bez jakiejkolwiek
podstawy Tu romb albo elipsa bliższa Na moich ścianach nie ma grzyba
rosną sobie po prostu napaćkane kwiaty Nad drzwiami złotą farbą
pociągnięta podkowa od ciebie Tego nie ma u Szagalla Patrzę a kot swoimi
drogami jak mądrość ludowa Kiedyś miauknę albo zmięknę albo ujawnię
ludzką twarz kot-
-wicami
w ziemi a właściwie pod Wtedy obraz mi będzie obojętny bo oczy
zamknę Póki co wychylam się zmarszczoną brwią oknem To takie
zwyczajne Nie ma na co zerkać