„W błękitnym miesiącu wrześniu, w cieniu milczącej śliwy trzymałem miłość mą cichą i bladą niczym cudowny sen” B. Brecht
mijam osty chabry dom w malwach idę na rzeź mamo
zbliża się koniec pisania manuskryptu to mój podróżny modlitewnik
zapisany na welinowych kartach
w gabinecie luster migocze
świątobliwy niewidomy szejk prawi kazania i wszystko co mówi
jest dla braci święte
pod czarnym sztandarem dżihadu obróciliby świat w perzynę
jedynie czego się boją to śmiech a mój jest donośny
nie będę pisał poematów „smoczym piórem” mont blanc
jeździł rolls-roycem phantomem
nie zakosztuję zamkniętej przestrzeni w steampunkowym stylu
niedaleko placu niebiańskiego spokoju
z szacunku dla pomordowanych
nie doświadczę wyszukanego luksusu poczucia elitarności
o wyrazistym smaku whisky z reklamowego plakatu - im więcej pijesz
tym zdrowszym jesteś i tak umarłbym bo mam raka trzustki
czy jakoś tak