siostrze Elżbiecie
Pisałam dużo listów, teraz kołyszę w fotelu myśli –
wszystkie podarte na strzępy. Chcę ułożyć to w kilka
zdań i zacząć od nowa. Szukać w sobie początku,
błędu, który rozwinął treść. A może sensu, który
mi nadał początek? Świeci i księżyc, i słońce – miłość
prowadzi. Myślę list, którego nigdy nie napiszę; każda linijka
jest drogą do końca kartki. Słowa spadają z potrząsanego
drzewa, powinnam zbierać natychmiast, tylko jak wstać.
Kochane dzieci, Bóg pisze, dlatego dzień i noc spada
atramentem z pióra. Sekundy są czarne, tak czarne jak wnętrze
kamienia. Bóg siedzi przy ognisku, dorzuca.
Edward Munch „Ciotka Karen w bujanym fotelu”, 1883
O ile zwykle zgadzam się z Piratem, to tutaj nie przyklasnę - ,,budyniowizm" to mnie się nierzadko przytrafia, w tym tekście konstrukcja jest całkiem solidna, treść spójna. Fakt że w głównej strofoidzie mamy nieco zbędnej paplaniny(,, Świeci i księżyc, i słońce – miłość
prowadzi."), ale ładna końcówka wyprowadza całość na prostą. Jak dla mnie to dobre pisanie.
Podoba mi się tylko pierwszy wers i ostatnie zdanie.
Po "Kamie" czuję się rozczarowana.
Pozdrawiam.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.