Piromani

Joanna Krzepina

 

Pożar, jak się palą łaki, w sierpniu, w nocy... wtedy 

spiekota jest namacalna, liże kolana, parzy
koniuszek języka. Kanikuła - jednym słowem,
ciasnym westchnieniem, do którego zmieścisz
ile potrafisz. Ile? Dwoje zielonkawych oczu,
ciepły brzuch. Tutaj to ziemia,
kurcząca się łata traw. Kraj,

kraniec, krawędzie tego, co można
przywabić, co wreszcie ucieka nierozpoznane.
Inaczej powróciły i wrastają trwale: słowa -
klucze, słowa - zamki. Za nimi chęć
przygaszenia. Dalej

niewiele - oddech przy boku, wyobrażenie
filmu o bokserach, gdzie podobno tłumaczono życie -
na odwrót, na odwrót. Łąka, wytrych, zwykła zasłona:

w niebo idzie taki czerwony dym. 

 

 

 

25 marca 2009

 

* kursywa - pan Stasiuk.

Joanna Krzepina
Joanna Krzepina
Wiersz · 23 stycznia 2013
anonim
  • Justyna D. Barańska
    A masz jakieś nowe?

    · Zgłoś · 11 lat
  • Joanna Krzepina
    nie :( coś wypacam średnio raz na 8 miesięcy, przy sprzyjającym wietrze...

    · Zgłoś · 11 lat
  • Justyna D. Barańska
    Musisz się po prostu rozpisać :P pierwsze dwa będą od czapy, a potem już pójdzie. A jakieś nowe obrazy, wystawy?

    · Zgłoś · 11 lat
  • Joanna Krzepina
    dwa ropoczęte obrazki czekają na zbawczy koniec ;) tak, rozpisać się, co chwilę mam to w planie... może jak się rozczytam, to i popiszę(się). ech, życie

    · Zgłoś · 11 lat