Wiatr między twoimi kośćmi zrobił bezpieczny otwór, bym mogła przechodzić przez ciebie, znaleźć metafizyczne przysmaki wewnątrz sutka. Twoja głowa nagrywa miłosny sen. Noc przechodzi w lepkie opowiadanie. Piecyk zaczyna chodzić coraz głośniej. Piękni ludzie zamoczyli palce w mleku oblizali, reszta się rozlała blisko pościeli. Wtedy właśnie nalot snu tak blisko mego kolana . Mam w sobie przeklęte pudełko, które wystukuje dłużące się sapania. W ciele twórcze pokłady kochanków rozprostowują się, układają blisko kolan. Plecy są długie, zakręcona bułka w mleku. Zmieniam się w ciągu chwili w gazety, które trzymasz pod łóżkiem, fragmenty rozsypanych piersi, skór, wyciętych wyrazów, cząstek włosów są mną. Włosy mi się lepią własnym słowem, oddechem. Gazety mają miękki otwór.
Przez chwilkę nikt nie oddycha, gazeta rozpływa się w dusznym pokoju. Piecyk cichy korzysta, noc wylewa kawałki kształtu, poszarpane rzucone jak mięso bez życia, księżyc utopił się w bułce zupełnie. Czajnik wypełniony krwią dzwoni w kałuży, wydaje się sobie płaska, ciemna, nie ma mnie, porusza się tylko jakby pestka. Otwarta dziureczka smutku, ty ciągle śpisz. Czuje zapach z twoich ust, rozładowuje napięcie. Siedzę w kałuży, to mleko miesza się z krwią, to przez płaską czaszkę czuje: Ach, niestety, smutek, księżyc. Wytarty mną odpływa z twych kości.
pseudoliryka udawanego klimatu traumy w żalu po stracie jest materiałem na "coś"...
- może faktycznie na "wiersz" lub prozę
na tę chwilę, to luźne dywagacje domorosłego "psychologa" na temat ekspozycji stanu dzieciństwa do prymitywnego oporu adolescencji