Moje ty nieobjęte szczęście - mówił dziadek,
babcia odpowiadała tajemniczym uśmiechem
na całusa w puszysty policzek.
Nie znałam sposobu, by zmieścić się
na jej kolanach.
Drewniany dom z werandą wypełniony rzeźbami,
budziły odgłosy tartacznej piły, kukułka spóźniona
milkła za szybko, gubiłam się od świtu
na pobliskich wrzosowiskach, znajdowałam
z koszykiem pełnym mniszka.
Króliki czekały na codzienną porcję przysmaków.
W ogrodzie królowały dalie, smacznie wyglądały
jak lody truskawkowe podane na olbrzymich liściach,
a pyszne drożdżówki to prawie rytuał,
wycieczka na targ kończyła się w piekarni.
Nikt nie myślał chude jest piękne,
szczęście było puszyste i nieobjęte.