wskazuję na siebie
fantastyczny eremityzm dopełnia się i przelewa
ciekniemy ściekami z ciekawym wyrazem głowy na twarzy
ich sieć się zacieśnia jakby w środku
ktoś wyjął korek
cokolwiek tam zniknie przepadnie
uczepiony zewnętrza
dramatycznie jak zwierzę nadpisuję się i odciskam
za rogiem ramię kiosku ktoś zamiata pomarańcze mimo że to dopiero luty
czuję jakbym miał tylko kołnierz
mrowienie w karku a reszta działa sama wzrok między wystawą a śniegiem
odgłosy ludzi trzaski zwierząt
chodnik pocięty w płyty
powietrze w płatach przeciska się przez moją
niebywałość
powolność
procesów które dzieją się na poziomie wnętrza musi być niepojęta
wystarczy tam wejść jak w chodnik przez ścięcia kawałki
punkt siedzenia zależy od punktu oka
punkt przycisku?
przetacza się po mnie kosmos
duże słowo podskakuje za okiem