ból schowany w kieszeni
obojętnie rzucony
z błotem
bez zieleni
otumaniony gorzkim smakiem
wspomnień deszczowych
porą roku moją
porą 'śmiercią' zwaną
i luksusowym płaczem
jak na zawołanie wypełniony
topi sie w swoim rozmiarze
ginie w martwej dłoni
i w blasku słońca sieje ziarnka
swoich
i nie swoich
udręczeń i kęsów