jedną prostą kreską namalować, jedną barwą
optymizmu, kretynizmu wszystkie strony.
poukładać życie w kostkę, gładzić kanty
dla pokoleń, łykać krzywdy dla idei,
bo dom mój to kościół mój.
jestem niezdecydowana
ile blasku w czerni ma ten świat.
płaczę z nudów, krzyczę z bólu lub radości
w tekstach rodem z epopei, łamię język
zmieniam zdanie, uczuć stan.
wyszperane daty z kalendarza zdumiewają sensem.
w szybie obraz, a za szybą ściana w kratę,
miga szybciej niż pomyślę tak lub nie.
tyle znaczeń nawet w tych utartych gestach
czy te dobre były dobrem czy też złem.
słońce w wodzie łamie barwy dla zasady
muszę pływać, by nie znaleźć się na dnie.