miedzianym dźwiękiem deszcz szeleści
otulone mrokiem stoją stare domy
pełne łez i niezrozumiałych treści
powoli
zamykając oczy zasypiam
lecz sen nie przychodzi
zapatrzony w ten pokój
ciemnością rozświetlony
w kącie instrument
cały z drewna i ze stali
nie zagram na nim więcej
pod dotykiem struna drażni
ogniem pali
na ścianie obraz
nieduży
autora znałem
lecz przypomnieć nie zdołam
pejzaż nie pejzaż
to kobieta
jednym okiem gardzi
drugim w słodycz obleka
nie znajdę dla niej chwili
lecz gdy spojrzę
zdaje się z goryczą zaciska dłonie
na półce książka
dosyć gruba i stara
pełna zdań
które czytałem z tysiąc razy
kartek chichot znajomy
zaprasza
lecz więcej nie przytulę do niej głowy
na środku krzesło
zrobione z dębu
wysokie tak
żebym przeznaczenia sięgnął...