w ulicznej bramie podmiejskiej kamienicy
pod neonami hotelowych gwiazdek
nikt nie zliczy stojących przy asfaltach
ruchomych afiszy
pod nagim logo skrywają coś wiecej
udając twarde z wyboru
na podobraziu delikatności papierowej
często rozdarte między życiem i domem
wytykane palcami
spalane w spojrzeniach
zamykają w myślach świat marzeń
odprowadzając dzieci do szkoły
uwielbiają zakupy
nic nie sprzedają
nawet ciuchy wspomnień
wyrzucają z pamięci
codzienność to sen
koszmarna śpiączka
w nadziei wybudzenia
rozdarty afisz
oddycha marzeniami
kredka do oczu
łzy
tamą trzyma
szpilki to nie kapciuszki
a logo to nie imię