pulsujące kałuże zachodzą drogę jak bezdomne psy,
nawet oczy im świecą tak żałośnie – księżyc skomle
półgłosem nie zatrzymuj się, tam za
jeziorem czeka cię twój los, nie zapomnij
butli z tlenem i magnetycznych butów
żeby nie ulecieć razem z jego oddechem
jeszcze nie dzisiejszym i nie wczorajszym
a jednak obecnym, to wszystko dzięki tobie, przywołujesz
go jak szaman chore kormorany i kulawe albatrosy, stłum swój
kaszel I zakryj rany, bo ptaki nie tolerują
przyziemności, zaciśnij powieki, za krótkie wzloty
płaci się molowymi wieczorami knowań, jednak warto,
bo zapłata nadejdzie dwa razy
i musisz być pewna, jedno zawahanie przy kroku wprzód skarci
twoje stopy, zawiadomi neurotycznie koniec o marazmie, napełnij
się wiarą po opuszki i nadawaj sens dotykiem
i słowem – mówiąc wzbudzisz wiarę. dobrotliwa magia autosugestii
jej świadomość rozrywa resztki ducha, ale wpływa
znacząco i już nieistotne na co