Zaczęło się niewinnie na weselu w Anatomicach.
Były sute dania, wódka wylewała Nilem.
Sprzedajne dziwki bawiły się gdzieś
na drugim końcu miasta.
Byliśmy tacy (nie)totalitarni.
Potem zaczęło wrzeć.
Były listy. Świat grzązł pod naporem.
Nic nie miało końca. A dzień i noc
stały się literackim wymysłem.
Och,Vatzlavie..
Skończyło się.
A mieliśmy pójść w Tango...
(nie)totalitarni - to totalitarni czy nie? bo to dość istotne, żeby się w tej kwestii na jedno zgodzić.
Jak dla mnie zbyt wszystko namieszane, a momentami zbyt wielkie uproszczenia się pojawiają.