na sześćdziesiątym kilometrze
przycupnęła poboczem
pogodzona
szukała słodyczy
żywokosty i tymianki
spływały słonecznym plastrem
kwietne akacje i lipy
ciężkie aromatem pasieki
zlewała w dzban
pszeniczno miodnych doznań
rosnących w niej mocą
starała się
nie psuć kompozycji kroplą dziegciu
bliżej jej było do ptaków
słowo może uzdrowić
te które słyszała
brzmiały
ale nie znaczyły