Bladym świtem, nocą siną,
Myślą ciągle z swą maszyną,
Tęskniąc do jej małych rączek,
Tych guziczków i tych sprzączek,
Do ust-awień manualnych,
I jej ruchów niebanalnych.
Wie, że wierną mu zostanie,
Gdy opuści ją po zmianie,
Że przeżyje zań tęsknotę,
Bo on do niej wróci potem,
Delikatnie bez przymusu,
Dotknie czule jej korpusu,
Wszystkie tryby nasmaruje,
Dłonią śrubki rozmasuje.
Ona wiernie go ogrzeje,
On z miłością się zaśmieje,
Ona przy nim będzie drżąca,
A On nie jak miedź brzęcząca.
Nawet zegar mocniej tyka,
Widząc miłość pracownika,
I nim osiem godzin mija,
Rzecz ta cudnie się rozwija.
Lecz gdy kończy się praktyka,
Muszą wzywać mechanika,
Bo jej oddech w czas samotny,
Cichy, wątły i ulotny.
Tak już z romansami bywa,
Że je los smutny rozrywa,
Ale po to są rozstania,
By doceniać moc kochania!
(2012)