wspólnie wiążemy końce na supełki ku pamięci o znajomościach
wrzaskliwych jak świat (strach przez słuch słuszne decyzje
i dekadenckie chodzenie po manowcach – zostało ze szczenięcych
lat jak pies piłka i potop wśród lektur nieskończonych jak zdanie)
bo słowo wstało by stać się ciałem (chciało za mało?) reproduktywne
i czarno-białe jak sztuka użytkowa perspektywa zbieżności
widzenia mimo patrzenia z innego kierunku padło słowo
wyjdę za ciebie kiedy zechcesz teraz nie mam już wyjścia
wyjaśniała mi przyszłość ale nie wypada mówić o szczęściu
pośród mody na umieranie uwiera mnie hałas katastrofy smalenie
cholewek podryw na krajobraz koncertowy jak po wybuchu w atlancie
ataki astmy przerywają piosenkę boże dlaczego nie potrafię
powiedzieć o nim nic negatywnego byłoby może mniej
powierzchowne niż odpowiedź na co widzisz kiedy na mnie nie patrzysz
Tym niemniej trafia do mnie przekaz :)
Kłaniam się