Mrozotrawnie się stało srebrzyście
migotało na łące i w niebie
Księżyc z nieba spoglądał czy liście
gdzieś zostały na jakimś drzewie
Ja czytałam Lechonia i Bruno
zatopiona w poezji słów dreszcze
Ty brzęknąłeś z oddali struną
że ci smutno i nie śpisz jeszcze
pies sznurował wilczo przede mną
na spacerze z wieczoru treścią
Orion kładł się swą mroźną łuną
na policzki nie mokre od deszczu
zima stała za rogiem sklepienia
chciała cichcem się wkradać do serc
napotkawszy nasze marzenia
przystanęła smutna jak bies
Zaparzymy herbatę we dwoje
otulimy się sobą jak kocem
w nadchodzącej zimy podwoje
wejdźmy już nie dygocąc.
zastanawiają mnie jednak "policzki nie mokre". rozumiem, że miała być tu inwersja, ale moim skromnym zdaniem, konstrukcja dość karkołomna.
przecinek w pierwszym wersie bym usunął, skoro całość interpunkcji jest pozbawiona. no i odchudzić można ten wers o jedną sylabę ("Mrozotrawnie się stało srebrzyście"?).
Jarosławie, dziękuję za warkoczyki, fajnie to napisałeś, zrobiło mi się miło.
Bragi, dojrzałam i zmieniłam wedle Twej sugestii. :) Dziękuję za podpowiedź
(ale jakiej sugestii?
chyba że to inwokacja do Bragiego:)