Genezą było słowo
następnie słów tysiące
i każde z nich odnową
drżące
Przestrzenie nieskończone
a noce niepojęte
spotkania umajone
świętem
Dziecinnie roześmiani
odrealnieni w sobie
wsłuchani w rozbiegany
ogień
Minęło tak znienacka
zostanie ślad w pamięci
chłód mglistego poranka
świetlik
Dziś życie torfowiskiem
lęk przed stawianiem kroku
I wypalone liście
popiół
W grafiki oplecione
cichną piosenki lata
wyschnięte łzy, kielonek
zapał
Magnetyzm pazerności
usypia głód poznania
skamieniał złotonośny
kanał