miłość z knajpy....czyli odrobina humoru na bagnach

Jarosław Baprawski

wpłynąłem do knajpy
cumując przy baru desce

 

na horyzoncie same ryje obleśne
i o dziwo
jedna
jedyna
twarz piękna
samotna dziwka
pijana w sztok
tonęła z S.O.S
w ramionach (od)mętów

 

szlochając nad zalaną szalupą kieliszka
jej piersi falowały zrywając dekoltu kotwicę
w tchnieniu bryzy ruszyłem z odsieczą
zbierając w garść nieśmiałości
wódki łykiem głębokim

 

och Syreno
czemu szlochasz
czemu ronisz słone łzy
niczym nimfa oceanów
swą muszelkę powierz mi

 

popatrzyła na mnie dziwnie
rozmazanych oczu czarem
poprawiła dłonią włosy
wyszeptała
ile dajesz

 

daje lufę i zagrychę
uniesienia pełne chwile
ciepły kącik dla nas dwojga
pooglądasz fotki z wojska

 

świetny pomysł mój wojaku
propozycja twa wymiata
osuszyłeś moje oczy
jednym klapsem

z tyłka w serce

 

niech twój muszkiet dzisiaj puka
z siłą mocy młodych lat
w połączeniu z doświadczeniem
abordażem weźmy noc

 

napełnione wznieśmy szklanki
i wypijmy haustem ust
za upojny koniec smuty
w umarlaka skrzyni żali
wypierdolmy hen na dno

 

więc chwyciwszy za jej rufę
bez kompasu i bez gwiazd
holowałem przez ulice
aż do portu Tumidasz

 

halsowałem z nią w pościeli
w żaglach lędźwi czując wiatr
by w promieniach słońca dnia

 

znikło morze
runął maszt
i stanął czas

Jarosław Baprawski
Jarosław Baprawski
Wiersz · 27 maja 2013
anonim