wpłynąłem do knajpy
cumując przy baru desce
na horyzoncie same ryje obleśne
i o dziwo
jedna
jedyna
twarz piękna
samotna dziwka
pijana w sztok
tonęła z S.O.S
w ramionach (od)mętów
szlochając nad zalaną szalupą kieliszka
jej piersi falowały zrywając dekoltu kotwicę
w tchnieniu bryzy ruszyłem z odsieczą
zbierając w garść nieśmiałości
wódki łykiem głębokim
och Syreno
czemu szlochasz
czemu ronisz słone łzy
niczym nimfa oceanów
swą muszelkę powierz mi
popatrzyła na mnie dziwnie
rozmazanych oczu czarem
poprawiła dłonią włosy
wyszeptała
ile dajesz
daje lufę i zagrychę
uniesienia pełne chwile
ciepły kącik dla nas dwojga
pooglądasz fotki z wojska
świetny pomysł mój wojaku
propozycja twa wymiata
osuszyłeś moje oczy
jednym klapsem
z tyłka w serce
niech twój muszkiet dzisiaj puka
z siłą mocy młodych lat
w połączeniu z doświadczeniem
abordażem weźmy noc
napełnione wznieśmy szklanki
i wypijmy haustem ust
za upojny koniec smuty
w umarlaka skrzyni żali
wypierdolmy hen na dno
więc chwyciwszy za jej rufę
bez kompasu i bez gwiazd
holowałem przez ulice
aż do portu Tumidasz
halsowałem z nią w pościeli
w żaglach lędźwi czując wiatr
by w promieniach słońca dnia
znikło morze
runął maszt
i stanął czas