I bytuję tu niczym obiekt nieznany
I wegetuję tu niczym chwast do wyrwania
I jak chwast do wyrwania nie wiem ile mi czasu zostało
Podobno niewiele, myślę że to tym lepiej
Bo żerują tu na mnie ludzie niczym drapieżniki
A ja bezbronny, bezsilny niczym źbło trawy na łące
A pamiętam ten dzien, gdy na świat przyszedłem
Nie bałem się żywiołu
Sam niczym żywioł byłem
Teraz siedzę tu drobne łezki roniąc
Uginając się pod małym wiatrem
Wszyscy dobrzy spoili sie złem
I jestem już sam na pustej łące, która niegdyś łąka była
I lejac swe łzy na papier myśle co dzieje siś za oknem
Nie wyjrzę już przez nie - boje się
I goniac za swymi myślami
I goniac za twymi myślami
Gubię się na prostej drodze - boje się
To dziwne, że gdy spojrzalem dziś w lustro
Nie poznalem już siebie
W odbiciu swym ujrzalem strach
Był taki niczym ja
To przez was nie jestem już człowiekiem
To przez was i przez niego i przez ciebie
I być może przeze mnie
Nie kocham już was - nie kocham