Kolega zastawia stół. Zostawia bałagan,
ale wreszcie ktoś tu był. Podobno sobą
nawzajem można żyć tylko do czasu ślubu
albo wyczerpania światła. Później żyjesz wstecz.
Telefon Kolegi dzwoni. Nieproszony
wybiera numer, który najtrudniej zapamiętać.
Za oknem też dzwonią, lecz odkąd nie wierzę
w „nie wiem”, nie wypada pytać o
kościół. W kraju, gdzie rolnicy modlą się o śmierć
krowy sąsiada, lepiej nie zadawać pytań.
Wysłuchanie odpowiedzi bywa niewygodne
jak udzielanie błogosławieństwa przez teściową,
która ciągle nazywa mnie imieniem byłej
ukochanego (jakby w mieszkaniu mało było cieni!).
Kolega wyjechał, więc wróci i trzeba kupić
nowe szklanki, zegar wybijający pobudki,
odkurzacz z funkcją piorącą i nowe zasłony
(życie już poukładało się w najlepszym z możliwych
porządków).
"(...) nie wypada pytać o
kościół. W kraju, gdzie rolnicy modlą się o śmierć
krowy sąsiada..."
.................................tyle lub aż
krowy sąsiada - jest w niej to co lubię w tym środku stylistycznym- dwuznaczność :)