aż zgrzyt od tych
drewnianych
rycerzy czy stropów
i bluszczy łańcuchów
szum duszy budynku wypełnionego
tym niebem się błyska ten porter
po samą
podłogę
tak gruby i mroczny
że jednym go haustem poza
tym jest i kominek
i mała meduza z miodu
w szklance kaski piwa
kaśki
żołnierskie
na ścianach z obrazów
i chomąt
nie ma już lardża
a na nich brak miejsca który
nam drzwi otwierał na moje
rysunki
pięć sześć lat temu i prowadzał
po stołach po
półkach tych rzeźbach cebulach sztućcach
i herbach a komórka
i barometry poroża czy
martwe zegary nie dzwoni wciąż na
żyrandolu
ogarki
i pigwy owoce za dużo
zresztą bardzo tutaj czerwone tych cegieł
kwadratowych myśli i świeczka