Zmieniając się dumnie,
Widząc poprzez dzień tylko popołudnie,
Sensu jedynie trwania,
Mamy coś wspólnego do odegrania.
Może być to scena aktu,
Grając 2-planową rolę,
W czasach reżyserki głupców,
Codziennie tworząc inną historię.
Kardiopatią miłosci do życia.
Ziscić się w ludzkiej nienawisci.
Gubiąc elementarz zachowań,
W profesjonalizmie fałszywej logiki.
A więc dokąd?
Czyżby idealnym wyjście ze sceny?
Krocząc poprzez blasku widowni,
Zatracając w myślach goniąc siebie.
I tak objetośc sporu maleje,
Światła kurtyn, sceny przymykają.
Aktorzyna zejśc nie chcę.
Niemając wyboru, do zaplecza udając się.