rozpościeram czarne skrzydła
nad rumowiskiem
niezliczonych zawiedzionych nadziei
zbanalizowanych miłości, bólu i strachu
rumowiskiem betonu i stali
karmię swoje niezachwiane przekonanie
o głupocie, bezsensie
i nieuniknionym losie
krwią z chodników
płaczem z mieszkań
otulonych przyciemnionym światłem
bladousty pan nieba
patrzy razem ze mną
na groteskowy taniec
koślawiących życie kukiełek
w barach, dyskotekach i domach
rani moje uszy
bełkot tych zdegenerowanych postaci
knujących przeciwko sobie i bliźnim
ze strachu, z głupoty poczęci
bękarty XXIgo wieku
chcę poczuć w swych trzewiach
mdły smak ich ciał