LIPCOWE GORCZAŃSKIE

Grzegorz Cezary Skwarliński

I

Wspinają się złote promienie po szarych deskach szop opuszczonych.
Delikatnym dotykiem pieszczą bliskich szczytów manowce.
Nadchodzi lipcowy upał jeszcze głęboko w świt wtulony.
W towarzystwie znudzonego psa poranną trawę skubią owce.

Nad Jaworzynką nagłej paralotni karmazyn zabłysł pomarszczony.
Niesiona ciepłym wiatrem na piechura losy spogląda tułacze.
Czorsztyńskie Jezioro wita wieczór w zadumie zachmurzony.
Nadchodząca noc nad utratą dnia zapewne zapłacze.

II

Budzi się jutrzenka leniwa, rozczesując włosy swe mgliście.
Szary brzask gdzieś między Tatrami przeciąga swe ulotne ciało.
Morze muślinowych oparów faluje w kotlinie nieprzejrzyście.
Żółtym promieniom dnia przez grzywacze przebiec się udało.

Kamienica toczy żwawo swe wody w górskiej tułaczce.
Mieni się południe granatami jagód w kropelkach pajęczyn.
Zatrzymał się czas przy kapliczce samotnej, znużony po wspinaczce.
Spocony upał przysiadł na stokach, pasikoników chrzęstem dźwięczy.

Wieczór zachodzący słońcem daje popis nad Lubańskimi stokami.
Czernieją z wolna powietrzne gamy purpurowych czerwieni.
Nie chcąc burzyć występu, noc stąpa cicho małymi krokami.
Jaszczurka wśród źdźbeł wysokich szuka jeszcze ciepłych kamieni.

III

Tęczowe krople świtu witają brzask ptaków świergotem.
Zielony dywan perlistej rosy traw pragnienie gasi
I budzi zaspane szczyty swym porannym trzepotem.

Już Pieniny na drodze dnia.
Do widzenia Gorce.

sierpień 1999

Grzegorz Cezary Skwarliński
Grzegorz Cezary Skwarliński
Wiersz · 3 marca 2000
anonim